Średnio raz w tygodniu ktoś mnie pyta skąd jestem. Polonia – odpowiadam. – A wiesz, że na Katalończyków mówią Polacos? Wiem bo słyszałem to już sto razy ale nie daję nic po sobie poznać i pytam dlaczego właściwie tak ich nazywają i tu już zaczynają się schody.
Przeciętny młody Hiszpan o Polsce nie wie za dużo. Coś tam pewnie słyszał ale boi się wyjść na głupka, więc kiwa tylko głową i nie komentuje mojego kraju pochodzenia. Niektórzy bywają u nas na Erasmusie lub odwiedzają poznane tutaj na wakacjach Polki i lądują wtedy często w miejscach raczej mało oczywistych („poznałem jej rodzinę w Bełchatowie” albo „piliśmy tydzień wódkę w Chorzowie”). Spora część zna też Polaków z pracy, jesteśmy przecież rozsiani po całej Europie.
Ci starsi jednak nie wiedzą zazwyczaj o Polsce nic bo za ich czasów młodości erasmusów nie było, a Polak mógł co najwyżej wyjechać do Bułgarii na handel, a nie na wakacje na Majorce. Polonia to dla nich taki kraj gdzieś między Niemcami, a zorzą polarną. Skąd więc ci Katalończycy i ich Polacos?
Teorii jest kilka, do tej pory nie spotkałem jeszcze żadnego lokalsa, który byłby pewien skąd się wziął ten przydomek ale chyba najbardziej prawdopodobna jest wersja o tym, że dla Hiszpana z Madrytu albo Sewilli język kataloński brzmi tak samo dziwnie, jak dla nas chiński. Jest w tym sporo prawdy bo chociaż wyrazy na papierze wyglądają podobnie do castellano, którym operuje się w większości kraju, to sama już wymowa roi się od charakterystycznych też dla naszego języka dźwięków jak „dż”, „ż” czy „ź” i jest mocno szeleszcząca. Sam chociaż mówię po hiszpańsku to kataloński zaczynam dopiero rozumieć.
Po co komu ten język właściwie?
W wielkim skrócie cała historia Katalonii sprowadza się do walki o niezależność od Madrytu, od Paryża i znowu od Madrytu. Mieszkańcy tego regionu czują się odrębni od reszty kraju i dążą do uzyskania niepodległości, czego przykładem było chociażby referendum w sprawie secesji od Hiszpanii w 2014 r. i które ponowione będzie także teraz w październiku.
Dla Katalończyka nośnikiem tradycji niepodległościowych jest jego specyficzny język. Używany od najstarszych czasów kataloński wszedł do sztuki i polityki na dobre w XIX w. a obecnie jest jednym z języków urzędowych Katalonii na równi z castellano. Za reżimu generała Franco català był wyrzucany ze szkół i zakazywany w przestrzeni publicznej, a więc przeszedł drogę podobną do naszego języka w czasach zaborów. Widać więc tu kolejne analogie między historią Polski i Katalonii.
Jak to jest z tym katalońskim? Trzeba go znać?
Dawno temu moja znajoma opowiadała mi, że Katalończycy bardzo niechętnie rozmawiają z obcokrajowcami po hiszpańsku i wręcz wolą posługiwać się angielskim, który znają słabo albo nie znają w ogóle. Z perspektywy czasu spędzonego tutaj okazało się, że na szczęście nie jest to prawda. Jordi z lokalnego tapas baru zawsze będzie wolał usłyszeć od Ciebie hola niż hello, więc postaraj się przed przyjazdem tutaj na wakacje poznać kilka podstawowych zwrotów. Oszczędzi Ci to wiele frustracji bo faktycznie po angielsku mówi się tu słabo, a poza tym zostaniesz prawdopodobnie obsłużony/a lepiej i z większym uśmiechem.
Oczywiście co innego przyjechać tu jako turysta, a co innego tu mieszkać. Wtedy już przydałoby się lokalny język znać ale jak widać na naszym przykładzie nie jest to absolutnie konieczne.
Kilka zwrotów na koniec
Jeśli chodzi o nazwy potraw to ich opis znajdziesz w poście Marty TUTAJ
Jeśli chodzi o codzienne zwroty to największe zdziwienie budzi wśród turystów zwykłe „dziękuję”. Katalończyk może powiedzieć „gracias” ale zazwyczaj rzuci do Ciebie po prostu „merci” i to wcale nie dlatego, że wychował się w Paryżu.
Wychodząc ze sklepu możesz odpowiedzieć więc „Adéu”, które jest lokalnym odpowiednikiem hiszpańskiego „adiós”. Kiedy nasz kolega z tapas baru Jordi postawi przed Tobą przepyszne kalmary albo pà amb tomaquet może powiedzieć „bon profit” zamiast hiszpańskiego „que aproveche” ale teraz już to wiesz i ze zdziwienia nie drgnie Ci nawet powieka.
Kiedy będziesz już opuszczać jego knajpę wieczorem zamiast „buenas noches” powiedz „bona nit”. Następnym razem na bank zapyta Cię skąd jesteś. Polonia – odpowiesz. A wiesz, że na Katalończyków mówią Polacos..?
Jasne, że wiesz!
>Aktualizacja 03.10.2017 r.<
O co chodzi z tą całą niepodległością?
Kultura, tradycja i język to ważne aspekty dążeń Katalończyków do samostanowienia. Ale zgodnie ze starym przysłowiem w tej całej sprawie chodzi także o pieniądze. Lokalnych polityków boli, że podatki z bogatej Barcelony idą np. na budowę autostrad w Andaluzji. Katalonia ma dosyć bycia „dojną krową” Hiszpanii i uważa, że lepiej poradzi sobie osobno, nawet za cenę odłączenia się od wspólnego rynku Unii Europejskiej. Nie bez przyczyny ruch niepodległościowy nasilił się znacznie po kryzysie z 2008 r., który dotknął przecież całe Południe.
Jak wspominałem pierwsze referendum w sprawie odłączenia Katalonii od Hiszpanii odbyło się parę lat temu. Zostało ono oficjalnie uznane przez Madryt za nielegalne, jego wynik zbagatelizowany ( ok. 80 proc. głosów na TAK), a prezydent autonomicznego rządu Katalonii Artur Mas dostał zakaz pełnienia funkcji publicznych za to, że w ogóle dopuścił do głosowania. Rząd centralny odrzucał później jakiekolwiek próby wynegocjowania legalnego głosowania. Ich odpowiedź była krótka – nie ma opcji, że odłączycie się od Hiszpanii, a wszelkie próby będą tłamszone jako atak na państwo.
Jak powiedzieli, tak zrobili w tym roku. Od dawna wiadomo było, że wyznaczone na 1. października referendum stanie się kolejnym punktem zapalnym na linii Barcelona – Madryt. Rząd centralny przysłał na miejsce oddziały policji z całego kraju. Ich celem było niedopuszczenie do Katalończyków do głosowania. Efekt pewnie już znasz z telewizji lub internetu.
Ponad 800 osób zostało rannych tego dnia w wyniku starć z policją i chyba tylko cudem nikt nie zginął. Jest to bez wątpienia jeden ze smutniejszych dni w historii regionu, tym bardziej, że jego skutki odczuwalne są już teraz. Próby pacyfikacji głosujących i założenia Katalonii kagańca tylko zaostrzyły sytuację. Według wyników podanych przez lokalny rząd ok. 90 proc. głosów było za niepodległością i prezydent Generalitatu Carles Puigdemont już zapowiedział, że jego celem będzie ogłoszenie na dniach niepodległej Republiki Katalonii. Wydaje się to rozwiązaniem dosyć radykalnym skoro nie głosował co drugi uprawniony do tego Katalończyk, część głosów została skonfiskowana, nie wiadomo właściwie jaki był prawdziwy wynik wyborów, a całe referendum odbywało się w atmosferze walki i było w gruncie rzeczy nielegalne.
Nam pozostaje czekać i mieć nadzieję, że obie strony pójdą po rozum do głowy i postarają się jakoś dogadać. Jedna wojna domowa już chyba Hiszpanii wystarczy.
Aktualizacja 15.10.2019 r.<
Jesteśmy w trakcie kolejnego aktu walki Barcelony z Madrytem. Jednym z najbardziej odczuwalnych efektów nielegalnego zdaniem władz centralnych referendum 1-O czyli 1.10.2017 r. było rozwiązanie Generalitatu i aresztowanie pod zarzutem rebelii wobec króla i państwa hiszpańskiego 9 osób, w tym wiceprezydenta Katalonii Oriola Junqueras.
Aresztowani, nazywani tu po katalońsku presos politics (więźniowie polityczni) po 2 latach siedzenia w areszcie usłyszeli w końcu wyroki. I delikatnie mówiąc nie są one najłagodniejsze:
Oriol Junqueras – 13 lat więzienia
Raül Romeva – 12 lat więzienia
Jordi Turull – 12 lat więzienia
Dolors Bassa – 12 lat więzienia
Carme Forcadell – 11 lat więzienia
Joaquim Forn – 10 lat i 6 miesięcy więzienia
Josep Rull – 10 lat i 6 miesięcy więzienia
Jordi Sánchez – 9 miesięcy więzienia
Jordi Cuixart – 9 miesięcy więzienia
Uwolnienia presos politics domagano się w Katalonii bezustannie, jako akty solidarności z prześladowanymi pojawiły się wszędzie na budynkach i przypinane do odzieży charakterystyczne żółte wstążki, których nie da się przeoczyć będąc w Barcelonie.
Po ogłoszeniu wyroków w całej Katalonii zawrzało, a rozjuszony tłum manifestował w każdym większym mieście regionu. Zablokowano m. in. drogi dojazdowe do lotniska El Prat oraz sam terminal T1 co boleśnie odczuli wszyscy, którzy próbowali wydostać się z Barcelony albo przylecieć do niej. Dzisiaj w momencie pisania tych słów jest już trochę spokojniej ale np. regionalne pociągi Renfe nadal jeżdżą z gigantycznymi opóźnieniami.
Katalończycy jak sami mówią domagają się jednego – wolnego referendum, w którym będą mogli wypowiedzieć się czy chcą być dalej częścią Hiszpanii czy utworzyć niezależną republikę Katalonii. Powołują się chociażby na podobne plebiscyty w Szkocji czy Quebeku. Ale zanim do tego dojdzie – jeżeli w ogóle – koncentrują się na jednym: aby wypuszczono na wolność ludzi, którzy teraz siedzą w więzieniach.